Zmierzałam ciemnymi tunelami coraz
niżej. Nie miałam pewności dokąd prowadzą. Wiem tylko, że ktoś mnie ubiegł. Po
drodze zastałam już wiele ciał bandytów. Wszystkie były nagie. Ktoś nie
wybrzydzał łupiąc złodziei, ale nie udało mu się otworzyć skrzyni. Tam
znalazłam notkę o złotym szponie. Któryś z nich go miał, ale ten kto mnie
ubiegł, musiał im go odebrać. Muszę podążyć tym tropem i go odnaleźć.
Zeszłam jeszcze niżej. Wszędzie
wisiały pajęczyny. Jest ich tu zbyt dużo żeby mogły je zrobić małe, nieszkodliwe
pajączki. Natychmiast zaczerpnęłam magii, a w mych dłoniach zapłonął żywy
ogień. Przeszłam pod łukowatym sklepieniem, wchodząc do komnaty. Po tym co
zobaczyłam zamknęłam dłonie i wygasiłam ogień. Na środku pomieszczenia leżał
ogromny pająk. Jego osiem oczu patrzyło na mnie tępo, ale żadna z kończyn nawet
nie drgnęła. Cholera…. Martwy. Amatorska robota tępym sierpem. Rozejrzałam się
jeszcze trochę po pomieszczeniu i pośpiesznym krokiem ruszyłam dalej.
„Draugry”, przebiegła mi przez
głowę krótka myśl, gdy tylko poczułam w powietrzu zapach stęchlizny. Nie
myliłam się. Korytarz zamienił się w katakumby. W szczelinach ścian leżały
wyschnięte zwłoki dawnych norskich bohaterów. Wiele razy zdarzało się, że draugry
budziły się i atakowały poszukiwaczy przygód. Ale tutaj leżały już martwe.
Wśród nich dostrzegłam też ciało człowieka. Podobnie jak pozostali, był w samej
bieliźnie. Nic przy nim nie zostało, ale dostrzegłam coś jeszcze bardziej
intrygującego. W jego ciele były głębokie dziury, to one prawdopodobnie
spowodowały jego śmierć. Uniosłam głowę. Żelazna brama naszpikowana kolcami. To
musi być mechanizm. Stanęłam w miejscu, żeby nie nadepnąć na żaden przycisk.
Nie miałam zamiaru skończyć jak ta szumowina, w dodatku prawie naga. Szybko
wypatrzyłam przycisk w podłożu i wyminęłam go.
W kolejnym korytarzu napotkałam
następny mechanizm. Tym razem to topory ustawione w ciasnym korytarzu. Miały za
zadanie rozpłatywać przeciwników kołysząc się raz w jedną raz w drugą stronę.
Na szczęście nie musiałam się tym bawić, ponieważ ktoś już wyłączył mechanizm.
– Ych, znów draugry… – szepnęłam
cicho do siebie. Pobiegłam jeszcze niżej do komnaty, w której z jednego boku spływał
wodospad. Woda ściekała przez otwartą bramę. Wbiegłam tam od razu. Mam
nadzieję, że uda mi się dogonić tych, którzy mnie ubiegli i dam radę
wynegocjować to co chcę. Ciała zabitych były jeszcze ciepłe, więc nie mogą być
daleko.
Wszystko mi ogołocili. Wszystko!
Zabrali nawet świecące grzyby ze ścian. Biegłam dalej wzdłuż strumienia wody,
który znikł między korzeniami. Chwilę mknęłam suchym tunelem, a potem znów
wzdłuż wody. Pewna siebie wyskoczyłam z jaskini za wodą w dół. Wylądowałam na
skalnym moście.
– I kolejny draugr… – zbliżyłam
się do dziwnie pokrzywionych zwłok, aby sprawdzić ile czasu minęło od jego
śmierci. Wyglądał jak szkielet obciągnięty zasuszoną skórą, ale jego oczy
jeszcze lekko świeciły.
Dalej ruszyłam biegiem. Przebiegłam
przez jeszcze jedną komnatę, pełną mieszkańców tego grobowcai spalonych lampionów.
Przede mną kolejne drewniane wrota. Ręka lekko mi zadrżała zanim je otworzyłam.
„To już niedaleko”, pomyślałam a z podekscytowania przeszły mnie ciarki. Ukazał
mi się korytarz z freskami, przedstawiającymi różne historie. Nie miałam czasu żeby
im się przyglądać. Musiałam gonić za celem. Przekroczyłam próg, gdzie stała
brama, do której kluczem był złoty szpon. Otworzyli ją.
Byłam już prawie u celu, gdy
usłyszałam czyjeś głosy. Postanowiłam się przyczaić i przysłuchać.
– Hej, coś mi mówi, że to tu! –
powiedział jakiś młodzieniec.
– Co to za napisy, tu, na
ścianie? – zapytał drugi robiąc parę kroków. Chyba wiem co znaleźli.
– Nie mam pojęcia – powiedział
ten pierwszy i również podszedł – Rezo! Co ci?
Postanowiłam wykorzystać chwilę ich
słabości i wkroczyłam do akcji. Zobaczyłam zaokrągloną ścianę z runami w
smoczym języku. Stali przy niej młody leśny elf i nieco większy mężczyzna o
ciemnej skórze. Miałam już ich spopielić, gdy dostrzegłam kątem oka nagły ruch.
To z sarkofagu, którego wcześniej nie zauważyłam, w górę wystrzeliła pokrywa. Ze
środka powstał draugr różniący się od widzianych wcześniej. Większy, lepiej
zbudowany… Musiał to być ktoś ważny, skoro doczekał się takiego pochówku.
Nieumarły zwrócił się wyszczerzoną czaszką w stronę tamtych dwóch i wrzasnął na
nich. Krzyk wydarł się z jego ust uderzając z siłą taranu w elfa i tego
ciemnego. Moc zwaliła elfa z nóg, ale większy gość powstrzymał upadek. Walka
rozpoczęła się, trudno. Draugr ma to, po co przyszłam. Przygotowałam płomienie,
po czym wyskoczyłam z ukrycia i falą ognia przywitałam draugra.
– Huh! Kim ty jesteś? – zapytał
oszołomiony mężczyzna.
– Ratuję wasze tyłki! Zmiatajcie
stąd! To nie robota dla was! – rozkazałam.
Zlekceważyli moje słowa. Obaj
rzucili się na draugra, ale ten znów wypowiedział coś, co brzmiało jak „Ro
Dah”, lecz niepełne. Czyżby nie znał całego słowa mocy? Moi konkurenci do
skarbu upadli, ale ja oparłam się jego mocy. Wielki, nieumarły Nord stanął w
płomieniach i skonał drugi raz. Podeszłam i zabrałam zza jego pasa to, czego
szukałam.
– Zostaw to! To należy do nas! –
młody elf w zielonej tunice i w czapce z wysokim, luźnym szpicem, krzyknął
oszołomiony. Nie był w stanie utrzymać samodzielnie równowagi. Padł na kolana,
a obok niego na ziemię zwalił się jego towarzysz, o dość egzotycznym wyglądzie.
– Nawet nie potraficie utrzymać
się na nogach. Frajerzy – rzuciłam na nich ostatnie
pogardliwe spojrzenie i opuściłam ruiny.
I tak straciłam tu już za dużo czasu.
C.D.N.